Statystyki

  • Odwiedziło nas: 752030
  • Do końca roku: 277 dni
  • Do wakacji: 84 dni

Kontakt

Zajęcia w domu

Przez cały tydzień dzieci z grupy „Stokrotki” aktywnie korzystały z propozycji zajęć i zabaw przesłanych przez Panią Anię i Panią Elę. Dziękujemy rodzicom za przesłane zdjęcia na temat „Wiosenna moda”, „Wiosenne kanapki”, „Sadzimy i wysiewamy”, „Witamy wiosnę”. Wszyscy spisali  się na medal. Mamy nadzieję, że dobrze się bawicie. Do zobaczenia i czekamy na kolejne fotorelacje. 

 

 

                                                      Propozycje zabaw i zajęć

 

 

Bajka o brzydkiej gąsienicy Agnieszka Galica

 

 

 

Po wierzbowej gałązce maszerowała powoli – raz i dwa, raz  i dwa – włochata gąsienica. Przyfrunęła na gałązkę biedronka: Ale potworny potwór! – zawołała przestraszona i odleciała. Gąsienicy zrobiło się troszeczkę przykro, ale maszerowała dalej po gałązce – raz i dwa, raz i dwa. Przyleciała pszczoła. Obejrzała gąsienicę od nosa aż do ogona.   – bzyknęła – piękna to nie jesteś, ale potwór? Przesada. A gąsienica powolutku maszerowała, raz i dwa, raz i dwa, przesuwała się po gałązce. Po chwili na wierzbie wylądowała ważka podobna do małego helikoptera. „Och, co za dziwne stworzenie” – pomyślała i zapytała: − Jak się nazywasz, włochaty robaku? Gąsienica z  przerażenia zatrzymała się i  postanowiła udawać, że jest gałązką. Po chwili do przerażonej gąsienicy podszedł ślimak, wydawało mu się, że to kawałek dziwnej gałązki  i o mało co jej nie zadeptał wielką nogą. − Co tu robisz? – spytał zdziwiony. − Czekam – szepnęła gąsienica. − Na co czekasz? – zaciekawił się ślimak. − Czekam, żeby pofrunąć daleko. − Pofrunąć! – ślimak zaczął się śmiać tak, że o mało nie zgubił muszelki. – Ty chcesz pofrunąć? W tym grubym futrze? Bez skrzydeł? Możesz najwyżej spaść na ziemię, a wtedy znajdzie cię wrona i zje! – i ślimak śmiejąc się, powędrował dalej. Zrobił się wieczór, gąsienica trzęsła się z zimna i ze strachu, przytulona do gałązki. Potem przyszła noc. A nad ranem… Czy wiesz, co biedronka, pszczoła, ważka i ślimak zobaczyli rano, gdy się obudzili? Po gąsienicy nie było śladu, a na gałązce wierzby trzepotał się piękny kolorowy motyl. Prostował skrzydełka i szykował się do lotu. 

 

-Co robiła gąsienica? Jak się czuła gąsienica, gdy słyszała komentarze pod swoim adresem?

 

-Co stało się z gąsienicą, kiedy nastał dzień?

 

-W co zamieniła się gąsienica?

 

\-Jak się mogła czuć gąsienica, gdy zamieniła się w motyla?

 

 

 

 

 

 

 

O żółtym tulipanie Maria Różycka

 

 

 

W ciemnym domku pod ziemią mieszkał mały Tulipanek. Maleńki Tulipan, jak wszystkie małe dzieci, spał całymi dniami. Wokoło było bowiem bardzo cicho i  ciemno. Pewnego dnia obudziło go lekkie pukanie do drzwi. − Kto tam? – zapytał obudzony ze snu Tulipanek. − To ja. Deszczyk. Chcę wejść do ciebie. Nie bój się maleńki. Otwórz. − Nie, nie chcę. Nie otworzę – powiedział Tulipanek i odwróciwszy się na drugą stronę, znów smacznie zasnął. Po chwili mały Tulipanek znów usłyszał pukanie. − Puk! Puk! Puk! − Kto tam? − To ja. Deszcz. Pozwól mi wejść do swego domku. − Nie, nie chcę, abyś mnie zamoczył. Pozwól mi spać spokojnie. Po pewnym czasie Tulipanek usłyszał znów pukanie i cieniutki, miły głosik wyszeptał: − Tulipanku, wpuść mnie! − Ktoś ty? − Promyk słoneczny – odpowiedział cieniutki głosik. − O, nie potrzebuję cię. Idź sobie. Ale promyk słoneczny nie chciał odejść. Po chwili zajrzał do domu tulipanowego przez dziurkę od klucza i zapukał. Kto tam puka? – zapytał zżółkły ze złości Tulipanek. − To my Deszcz i Słońce. My chcemy wejść do ciebie! Wtedy Tulipanek pomyślał: „Ha, muszę jednak otworzyć, bo dwojgu nie dam rady”. I otworzył. Wtedy Deszcz i  Promyk wpadli do domu tulipanowego. Deszcz chwycił przestraszonego Tulipanka za jedną rękę. Promyk słońca za drugą i unieśli go wysoko, aż pod sam sufit. Mały żółty Tulipanek uderzył główką o sufit swego domku i przebił go… I, o dziwo znalazł się wśród pięknego ogrodu, na zielonej trawce. Była wczesna wiosna. Promyki Słońca padały na żółtą główkę Tulipanka. A rano przyszły dzieci i zawołały: − Patrzcie! Pierwszy żółty tulipan zakwitł dzisiaj z rana! − Teraz już na pewno będzie wiosna!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

. Gdzie budować gniazdo? Hanna Zdzitowiecka

 

 

 

 Kto to widział, żeby chować dzieci w mroku, bez odrobiny słońca oburzył się skowronek. − O, nie! Gniazdko powinno być usłane na ziemi, w bruździe, pomiędzy zielonym, młodym zbożem. Tu dzieci znajdą od razu pożywienie, tu skryją się w gąszczu. − Gniazdo nie może być zrobione z kilku trawek. Powinno być ulepione porządnie z gliny pod okapem, żeby deszcz dzieci nie zmoczył. O, na przykład nad wrotami stajni czy obory – świergotała jaskółka. −Sit, sit – powiedział cichutko remiz. – Nie zgadzam się z  wami. Gniazdko w  dziupli? Na ziemi? Z twardej gliny i przylepione na ścianie ? O, nie! Spójrzcie na moje gniazdko utkane z najdelikatniejszych puchów i zawieszone na wiotkich gałązkach nad wodą! Najlżejszy wiaterek buja nim jak kołyską… − Ćwirk! Nie rozumiem waszych kłótni – zaćwierkał stary wróbel. – Ten uważa, że najbezpieczniej w dziupli, tamtemu w bruździe łatwo szukać owadów na ziemi. – Ja tam nie jestem wybredny w wyborze miejsca na gniazdo. Miałem już ich wiele w swoim życiu. Jedno zbudowałem ze słomy na starej lipie, drugie pod rynną, trzecie… hm… trzecie po prostu zająłem jaskółkom, a czwarte szpakom. Owszem dobrze się czułem w ich budce, tylko mnie stamtąd wyproszono dość niegrzecznie. Obraziłem się więc i teraz mieszkam kątem u bociana. W gałęziach, które poznosił na gniazdo miejsca mam dosyć, a oboje bociańostwo nie żałują mi kąta.

 

 

 

 

 

• „Poszukiwanie wiosny”

 

gimnastyka narządów mowy. Jest to opowieść o języczku, który wybrał się na poszukiwanie wiosny. Należy  poprosić dzieci aby we wskazanym momencie wykonywały określone czynności.

 

Zbliżała się wiosna. Za oknem słychać było śpiew ptaków (dzieci naśladują głosy ptaków). Języczek wybrał się do lasu na poszukiwanie oznak wiosny. Jechał na koniu (kląskają, uderzając językiem o podniebienie). Na łące zobaczył bociany (mówią kle, kle). Zatrzymał się na leśnej polanie (mówią prr). Zsiadł z konia, rozejrzał się wokoło (oblizują wargi ruchem okrężnym). Świeciło słońce, wiał delikatny wiatr (wykonują krótki wdech nosem, chwilę zatrzymują powietrze i długo wydychają je ustami). Było ciepło i przyjemnie (uśmiechają się). Na skraju polany zakwitły wiosenne kwiaty zawilce i sasanki. Pachniało wiosną (oddychają głęboko, wdychając powietrze nosem, wydychając ustami). Języczek pochylił się i powąchał kwiaty (wdychają powietrze nosem) i kichnął (mówią apsik!). W tym momencie zauważył przeciskającego się przez zarośla zaspanego jeża (ziewają, przeciskają język między złączonymi zębami). Zrobiło się późno. Języczek wsiadł na konia i pogalopował do domu (kląskają, uderzając językiem o podniebienie).

 

 

 

 

 

 

 

 Tajemniczy lot   Maciej Bennewicz

 

 

 

 Czy to już wiosna? – Ada każdego dnia od kilku tygodni nieodmiennie zadawała to pytanie i słyszała odpowiedź, to od mamy, to od babci, to znów od wujka Alfreda: – Jeszcze nie, kochanie, jak wiosna przyjdzie, to pierwsza się o tym dowiesz. Wreszcie pewnego dnia Alfred stwierdził, że czas najwyższy uspokoić Adę i wyruszyć na poszukiwanie wiosny. Po prostu należy wyjść jej naprzeciw. W tym celu należało przygotować się jak na prawdziwą wyprawę. Do ekipy dołączyła babcia, pies Dragon i oczywiście Adam. Przygotowano prowiant, termosy z ciepłym piciem, plecaki, nieprzemakalne peleryny, ciepłe buty, czapki i wiatroszczelne kurtki. Dzieci sądziły, że będzie to najzwyczajniejsza wycieczka do parku, jakich odbyły już wiele. Wpatrywanie się w gałęzie drzew w poszukiwaniu pierwszych pąków, przyglądanie się młodej trawie i takie tam, zwyczajne poszukiwanie zieleni, kwiatów oraz liści. Tymczasem jeszcze przed świtem pod blok, w którym mieszkali, w zupełnej ciemności podjechał wielki samochód terenowy i to z przyczepą. Własność kolegi wujka Alfreda, pana Jarka. Nikt niczego nie mówił, nikt nic nie zdradził. Jechali bardzo długo, aż Dragon zasnął, oparłszy głowę na kolanach babci. O świcie, kiedy czerwona tarcza słońca wychyliła się zza horyzontu, znaleźli się na oszronionej łące. Na środku stała grupka ludzi wokół czegoś, co Adzie wydało się wielkim smokiem. Smocze cielsko poruszało się, falowało, jakby pęczniało, z pyska co jakiś czas buchał płomień. Ludzie ciągnęli liny jakby starali się ujarzmić bestię, pochwycić w gigantyczną sieć i nagle, zanim Ada zdążyła cokolwiek powiedzieć, smok wstał. Był ogromny, wyprężył grzbiet i zakołysał się cały. − Oto nasz pojazd, którym będzie podróżowali w poszukiwaniu wiosny – oznajmił wujek Alfred. − Latający smok? – spytała niepewnym głosem Ada. − Balon! – Zakrzyknął Adam – będziemy lecieli balonem! Hurra! Witaj wiosno!  Owszem balon – potwierdził Alfred – a to jest nasz pilot, pan Marceli – dodał przedstawiając wysokiego pana z długą, rudą brodą. Po krótkiej naradzie zdecydowano, że Dragon, choć pies spokojny i stateczny, pozostanie na ziemi z panem Jarkiem. W czasie lotu balonem psisko mogłoby się zdenerwować i próbować wyskoczyć – Dragon przecież nigdy jeszcze nie oderwał się od ziemi. Reszta ekipy weszła do obszernego, wiklinowego kosza, który był podwieszony pod balonem. Na środku pod otwartą czaszą balonu wisiał zbiornik z paliwem i coś w rodzaju palnika, który od czasu do czasu buchał ogniem, co Ada wzięła za smocze płomienie. Dzięki podgrzewaniu powietrze w balonie robiło się coraz lżejsze i dzięki temu balon zaczął się unosić. Pomocnicy pana Marcelego puścili liny. Dragon wesoło zaszczekał, a pan Jarek pomachał czapką na pożegnanie. Wzbijali się wyżej i wyżej. Po chwili z balonu widać było czubki drzew, a ludzie na polanie wyglądali jak małe figurki. Niebo najpierw zrobiło się bladoróżowe, a potem rozświetlił je fiolet i czerwień. Po chwili stało się błękitno-złote. − Niebo wygląda jak suknia księżniczki – powiedziała Ada. – A słońce jak wielki kapelusz – dodał Adam. W ślad za balonem, na ziemi, łąkami ruszył pan Jarek w swoim samochodzie terenowym. Z góry wyglądał jak mała zabawka Adasia na zielonobrązowym dywanie. Po chwili usłyszeli głos w krótkofalówce. Pan Marceli, pilot balonu wydawał krótkie komendy i co chwila powtarzał: odbiór. Odwiesił krótkofalówkę i wyjaśnił, że pan Jarek z ziemi będzie śledził ich lot, żeby potem, już po lądowaniu, odebrać pasażerów  i pomóc zwinąć ogromną płachtę balonu. − Lecimy o świcie, gdyż wtedy są słabe prądy powietrza. Nie ma porywistych wiatrów i balon może spokojnie sunąć po niebie na poszukiwanie wiosny – wytłumaczył wujek Alfred i dodał wzruszonym głosem najwyraźniej zachwycony oszałamiającym widokiem, podobnie jak pozostali pasażerowie. – Słyszycie jaka cisza? Wiatr lekko muskał ich policzki, było rześko, delikatny mróz szczypał w buzie. W dole mijali ogromne połacie zieleniejących łąk. W wielu miejscach leżał jeszcze śnieg. W oddali widać było kominy wiejskich domów, z których unosił się dym. Ludzie w środku przygotowywali śniadania, palili w piecach, przygotowywali się do pracy, dzieci szykowały się do przedszkoli i szkół. Balon sunął po niebie w zupełnej ciszy. Niekiedy tylko buchał nad nimi płomień i trzeszczała krótkofalówka. Pilot Marceli co jakiś czas odzywał się do pana Jarka: że idą obranym kursem, że wszystko w porządku, że humory dopisują. Pytał czy balon jest widoczny z ziemi, czy pan Jarek nie traci go z oczu oraz, na prośbę babci, jak się ma Dragon. Domy, ulice, samochody i pola wyglądały jak pokój   z zabawkami. I wtedy zobaczyli wiosnę. Od strony wschodzącego słońca w ich stronę ciągnął klucz wielkich ptaków. Wujek podał dzieciom lornetkę, lecz z każdą chwilą ptaki były coraz bliżej i bliżej, więc w końcu widać je było gołym okiem. Klucz okrążył czaszę balonu i przeleciały tak blisko, że niemal słychać było szum ich ogromnych skrzydeł. − Już wiosna – oznajmił pan Marceli. – Kiedy z południa na Mazury lecą czaple, za nimi podąża wiosna. Zawsze tak jest w połowie marca. Najdalej za tydzień, góra dwa w lasach i na łąkach wszystko się zazieleni. Pierwsze są jednak skowronki, one przylatują najwcześniej, nawet kiedy jeszcze są mrozy. Skowronki to malutkie szaro-brązowe ptaszki, wielkości wróbelka, pięknie śpiewają. Samce skowronków, czyli panowie, przylatują do Polski czasem już w lutym, żeby założyć gniazda, a dopiero w marcu przybywają ich żony. Wtedy składają jajka, żeby wychować młode ptaszki. − A czaple? – spytał Adam – też były szare. − Tak jest, to były czaple siwe – potwierdził pan Marceli. – W czasie lotu rozpoznaje się czaple po wygiętej w kształt litery „S” szyi oraz długich, wystających poza ogon, nogach. Czaple są drugie.  Trzecie w kolejności przylatują jaskółki, dopiero w kwietniu. Mówi się, że wraz z jaskółkami przychodzi prawdziwa, zielona, bujna wiosna. Od ich przylotu wystarczą dwa, trzy dni dobrej pogody i zieleń wybucha jak oszalała. − Co to znaczy, że wiosna wybucha? – spytała Ada. − To znaczy, że czasem w ciągu jednej nocy pączki na drzewach i krzewach zmieniają się w liście, a drobne listki w bujne korony drzew. Zaczynają kwitnąć żarnowce. Są piękne, ciemnożółte. Wraz z nimi kwitną magnolie o wielkich mięsistych kwiatach. Bywają magnolie białe, czerwone, różowe i fioletowe. To wspaniałe rośliny, bardzo je lubię – stwierdził pan Marceli – dlatego mojej córeczce daliśmy na imię Magnolia. − Lecz wcześniej są przebiśniegi i pierwiosnki – dodała babcia. – Łatwo zapamiętać, gdyż ich nazwy oznaczają początek wiosny. Przebijają się przez resztki śniegu, są pierwsze na wiosnę. W ślad za nimi rozkwitną krokusy, a sosny zaczną otwierać swoje szyszki. W domu pokażę wam w albumie magnolie, przebiśniegi i pierwiosnki. − I krokusy – dodała Ada. − I krokusy. – zgodziła się babcia. – A magnolię będziemy podziwiali przed naszym domem. Pokażę wam, gdy zakwitnie. Co roku ma piękne bladoróżowe kwiaty. − A te małe ptaszki, widzicie? – pan Marceli wychylił się z kosza, wskazując palcem na zbliżające się ptaki – to trznadle. Są większe od skowronka i mają żółte łebki i brzuszki. Skowronki i trznadle to nasze polskie ptaki. Rzadziej się o nich mówi, bo najbardziej popularny jest bocian, ale występują na polach i  łąkach bardzo licznie. Te przed nami pewnie wracają z zimniejszych okolic do cieplejszej Polski. Jak są trznadle to znaczy, że wiosna jest tuż tuż. Wujek podał dzieciom lornetkę, dzięki której mogły dokładnie przyjrzeć się przelatującym ptaszkom. Po chwili balon zaczął się obniżać. Z krótkofalówki dochodził głos pana Jarka oraz poszczekiwania Dragona. Pierwszy głos nakierowywał pilota na właściwe miejsce lądowania, a  ten drugi – psi – oznaczał podniecenie z powodu zbliżającej się ogromnej kuli, która zniżała się ku polanie, błyskając ogniem. Wylądowali. Kosz delikatnie stuknął o ziemię, podskoczył do góry, a następnie pilot precyzyjnie posadził go na samochodowej przyczepie jakby stawiał filiżankę na spodku. Jakież było następnego dnia zdziwienie w zerówce, gdy dzieci, na prośbę pani, namalowały farbami wiosnę, a na obrazkach Ady i Adama widniały balony, czaple siwe i magnolie. Ada i Adam opowiedzieli o swojej przygodzie i spotkaniu klucza czapli, które ciągnęły za sobą wiosnę. Adam pokazał album z ptakami i trzy zwiastuny nadchodzącej wiosny: skowronki, czaple i jaskółki. Ada natomiast w swoim albumie zaprezentowała przebiśniegi, pierwiosnki i magnolie oraz oczywiście krokusy.

 

 

 

 

 

 Panie skowronku skąd pan leci?

 

Z daleka lecę, a za mną czaple.

 

Czaplo, czaplo w słońcu się świecisz.

 

Za mną jaskółki lecą i trznadle. A kim są trznadle?

 

To ptaszki małe, Z którymi wiosna do nas przybywa.

 

Wybuchnie zaraz tak okazale, Że resztki zimy wnet powyrywa.

 

 

 

Przyszła wiosna do lasku Z kluczykiem przy pasku.

 

 A te kluczyki brzęczące To kolorowe kwiaty pachnące

 

. Rosną tu trzy zawilce i trzy krokusy.

 

Oblicz proszę, ile kwiatków wyszło Spod zimowych pierzynek ?

 

 Stąpa wiosna po łące. Zbiera kwiaty pachnące.

 

Ma trzy stokrotki, cztery tulipany.

 

 Powiedz, z ilu kwiatków Zrobi wiosna bukiet pachnący?

 

 Chodzi wiosna po lesie. Promyki słońca w koszach niesie.

 

Dwa kosze ma dla kwiatków, Trzy dla trawki, Trzy dla leśnej zwierzyny.

 

 Ile koszy przyniosła wiosna dla leśnej rodziny?

 

 

 

Szpacze wesele i ptasie trele Stanisław Kraszewski

 

 

 

Ej, piękne to było wesele! Kiedy szpak Szpakowski żenił się z piękną szpaczanką zza rzeki, cały las huczał od plotek. Sroka przygadywała, że szpaczanka ma krzywe piórka w ogonie i jedną nóżkę bardziej. A pan młody dziób złamał w bójce o szpaczankę i teraz krzywo się uśmiecha, ale wiadomo – sroka to stara plotkarka i nikt jej nie uwierzy, dopóki nie zobaczy na własne oczy. Przez te jej plotki Szpakowie nie zaprosili sroki na wesele. Bo i po co? Prezentu państwu młodym nie przyniesie, a jeśli nawet, to kradziony. Bo sroka – nie dość, że plotkarka, to jeszcze złodziejka. Lista gości była długa i szeroka. Spisana na piasku rzecznym ptasimi pazurkami, zacierana przez wiatr i fale rzeki. A kiedy stary bóbr przeciągnął po piasku pęk gałązek wierzbowych, to już nikt nie wiedział, kto był zaproszony a kto nie. Ale najważniejsze, że jacyś goście przyszli, a raczej przylecieli na skrzydłach. Wielki zlot gości weselnych rozpoczął się od samego rana, od słowików i skowronków. Wcześnie zawitał gość honorowy i kuzyn Szpakowskiego, szpak Mądrak. Bociany i jaskółki odsypiały długą   męczącą podróż z Afryki. − Moim słońcem jest księżyc, dniem noc – powiedziała sowa. Sowa mądra głowa, ale światła nie lubi. Kukułka spóźniła się na wesele, przyleciała zdyszana i  wszystkim wmawiała, że szukała miejsca na gniazdo. Czy kto widział kiedyś kukułcze gniazdo? Kiedy państwo młodzi zaświergotali do siebie radośnie i  zaczęli wić wspólne gniazdko, rozpoczęły się ptasie trele. Pierwszy – szpak, zaczął tak: − Weselisko miały szpaki, zaprosiły różne ptaki! Oj, tak, tak! A potem jaskółki: − Gdy jaskółki się zjawiły, piękną wiosnę wywróżyły! Wit, wit, wit! Witaj wiosno!  Po jaskółkach bociany: − Przyleciały też bociany, na weselu dalej w tany! Kle, kle, kle! − Tańczy bocian z bocianową, podskakują sobie zdrowo! − Nie podskakuj, kiedyś słaby, zbieraj siły swe na żaby! − Nie na żaby, lecz na dziatki, bo czekają na nie matki! A gdy kukułka przyleciała spóźniona, ptaki jej przygadywały: − A kukułka się spóźniała, do gniazd jajka podrzucała! A na to kukułka: − Miałabym kukułcze stadko, lecz nie jestem dobrą matką! Ku, ku! A na to ptaki: − Ani w gnieździe, ni przy garze, bo najlepiej jest w zegarze! I znowu kukułka: − Lepsza matka, gdy przybrana, oj da dana, aż do rana! I ptaki: − Dobre chęci, marne skutki, gdy kukułcze są podrzutki! I kukułka: − Na wesele się spóźniłam, bo kukułcze gniazdo wiłam! I ptaki: − Tyle złego, co dobrego, nie ma gniazda kukułczego! I kukułka: − Moje życie to nie bajka, nie ma gniazda, lecz są jajka! A gdy pojawiła się sowa, ptaki zaśpiewały: − Przyleciała z dziupli sowa i pod skrzydło głowę chowa! A na to sowa: − Oj, tańcować nie jest łatwo, kiedy w oczy razi światło! A potem ptasi muzykanci podeszli do młodej pary i zaśpiewali: − Ej, nieraz bywało muzykantów wielu, lecz najwięcej grało na szpaczym weselu! − Ej, trawy narwały, piórek naznosiły, dla siebie i szpacząt gniazdko będą wiły! − Szczebiotały szpaki nie tylko od święta, będą miały w gniazdku wesołe szpaczęta! Ptasie trele i tańce trwały Aż do świtu. A potem było następne wesele i kolejne ptasie gody, aż wszystkie ptaki w lesie uwiły swoje gniazdka. I ja tam byłem, ptasie mleko piłem, o niebieskich migdałach całą noc marzyłem!

 

 

 

 

 

 

 

Bajeczka wielkanocna Agnieszka Galica

 

 

 

Wiosenne słońce tak długo łaskotało promykami gałązki wierzby, aż zaspane wierzbowe Kotki zaczęły wychylać się z pączków. − Jeszcze chwilkę – mruczały wierzbowe Kotki – daj nam jeszcze pospać, dlaczego musimy wstawać? A słońce suszyło im futerka, czesało grzywki i mówiło: − Tak to już jest, że wy musicie być pierwsze, bo za parę dni Wielkanoc, a ja mam jeszcze tyle roboty. Gdy na gałęziach siedziało już całe stadko puszystych Kotków, Słońce powędrowało dalej. Postukało złotym palcem w skorupkę jajka – puk-puk i przygrzewało mocno. − Stuk-stuk – zastukało coś w środku jajka i po chwili z pękniętej skorupki wygramolił się malutki, żółty Kurczaczek. Słońce wysuszyło mu piórka, na głowie uczesało mały czubek i  przewiązało czerwoną kokardką. − Najwyższy czas – powiedziało – to dopiero byłoby wstyd, gdyby Kurczątko nie zdążyło na Wielkanoc. Teraz Słońce zaczęło rozglądać się dookoła po łące, przeczesywało promykami świeżą trawę, aż w bruździe pod lasem znalazło śpiącego Zajączka. Złapało go za uszy i wyciągnęło na łąkę.  − Już czas, Wielkanoc za pasem – odpowiedziało Słońce – a  co to by były za święta bez wielkanocnego Zajączka? Popilnuj Kurczaczka, jest jeszcze bardzo malutki, a ja pójdę obudzić jeszcze kogoś. − Kogo? Kogo? – dopytywał się Zajączek, kicając po łące. − Kogo? Kogo? – popiskiwało Kurczątko, starając się nie zgubić w trawie. − Kogo? Kogo? – szumiały rozbudzone wierzbowe Kotki. A Słońce wędrowało po niebie i rozglądało się dokoła, aż zanurzyło złote ręce w stogu siana i zaczęło z kimś rozmawiać. − Wstawaj śpioszku – mówiło – baś, baś, już czas, baś, baś. A to „coś” odpowiedziało mu głosem dzwoneczka : dzeń-dzeń, dzeń-dzeń. Zajączek z Kurczątkiem wyciągali z ciekawości szyje, a wierzbowe Kotki pierwsze zobaczyły, że to „coś” ma śliczny biały kożuszek i jest bardzo małe. Co to? Co to? – pytał Zajączek. − Dlaczego tak dzwoni? – piszczał Kurczaczek. I wtedy Słońce przyprowadziło do nich małego Baranka ze złotym dzwonkiem na szyi. − To już święta, święta, święta – szumiały wierzbowe Kotki,  a  Słońce głaskało wszystkich promykami, nucąc taką piosenkę: W Wielkanocny poranek Dzwoni dzwonkiem Baranek, A Kurczątko z Zającem Podskakują na łące. Wielkanocne Kotki, Robiąc miny słodkie, Już wyjrzały z pączka, Siedzą na gałązkach. Kiedy będzie Wielkanoc Wierzbę pytają.

 

 

 

 

 

 

 

Wielkanoc u języczka  gimnastyka narządów mowy.

 

 

 

Zbliża się Wielkanoc. Trwają przygotowania do świąt. Pan Języczek postanawia upiec ciasto. Najpierw do miski (dzieci robią z języka „miskę” – przód i boki języka unoszą tak, by na środku powstało wgłębienie) wsypuje mąkę i cukier, dodaje masło(wysuwają język z buzi, a potem go chowają, przesuwając po górnej wardze, górnych zębach i podniebieniu). Następnie rozbija jaja (otwierają szeroko buzie, kilkakrotnie uderzają czubkiem języka w jedno miejsce na podniebieniu). Wszystkie składniki miesza (obracają językiem w buzi w prawo i w lewo) i mocno uciera. Ciasto już się upiekło. Pan Języczek właśnie je ozdabia – polewa czekoladą (przesuwają czubkiem języka po podniebieniu w przód, w tył i w bok), obsypuje rodzynkami i orzechami (dotykają językiem każdego zęba najpierw na górze, a potem na dole). Pan Języczek robi sałatkę warzywną. Kroi warzywa (wysuwają język z buzi i szybko nim poruszają w kierunku nosa i brody), dodaje majonez, miesza, a potem próbuje. Sałatka jest pyszna (oblizują wargi ruchem okrężnym). Następnie pan Języczek maluje jaja – powoli wkłada je do kubeczków z barwnikami (przesuwają język po górnej wardze, górnych zębach i podniebieniu). Wyciąga pomalowane i dmucha, żeby szybciej wyschły (wdychają powietrze nosem, wydychają buzią). Potem rysuje na jajach wzorki – kropki (dotykają językiem różnych miejsc na podniebieniu) i kółka (oblizują wargi ruchem okrężnym). Zaplata jeszcze koszyczek wielkanocny (kilkakrotnie dotykają językiem górnej wargi, prawego kącika ust, dolnej wargi i lewego kącika ust) i już wszystko do świąt przygotowane. Cieszy się pan Języczek (uśmiechają się szeroko, nie pokazując zębów), bo może już świętować

 

 

 

Legenda o białym baranku Urszula Pukała

 

 

 

 Posłuchajcie tylko ile było krzyku,

 

 gdy się pokłóciły zwierzęta w koszyku.

 

 Malutkie kurczątko, bielutki baranek,

 

 Brązowy zajączek i kilka pisanek.

 

 Żółciutki kurczaczek macha skrzydełkami,

 

jestem najpiękniejszy, żółty jak salami.

 

Mam czerwony dziobek i czerwone nóżki,

 

falujące piórka tak jak u kaczuszki.

 

 Co ty opowiadasz – dziwi się baranek,

 

jestem cały z cukru, mam cukrową mamę.

 

Dzieci na mój widok bardzo się radują

 

i z mojego grzbietu cukier oblizują.

 

Brązowy zajączek śmieje się wesoło,

 

 jestem z czekolady – opowiada wkoło.

 

Właśnie mnie najbardziej uwielbiają dzieci,

 

 już na sam mój widok dzieciom ślinka leci.

 

Dlaczego tak głośno kłócą się zwierzątka,

 

 dziwi się pisanka zielona jak łąka.

 

Dziwią się pisanki żółte i czerwone,

 

 brązowe, różowe, szare, posrebrzone.

 

 

 

 

 

 

 

Wielkanocny stół Ewa Skarżyńska

 

 

 

Nasz stół wielkanocny

 

haftowany w kwiaty.

 

W borówkowej zieleni

 

listeczków skrzydlatych

 

lukrowana baba rozpycha się na nim,

 

 a przy babie – mazurek w owoce przybrany.

 

 Palmy – pachną jak łąka w samym środku lata.

 

Siada mama przy stole, a przy mamie tata. I my.

 

 Wiosna na nas zza firanek zerka,

 

a pstrokate pisanki chcą tańczyć oberka.

 

Wpuścimy wiosnę.

 

Niech słońcem zabłyśnie nad stołem

 

 w wielkanocne świętowanie jak wiosna wesołe.

 

 

 

 

 

 

 

 SYMBOLE WIELKANOCNEGO

 

 

 

  Pisanka – symbol życia.

 

Baranek – symbol zmartwychwstania Chrystusa.

 

Chorągiewka – znak zwycięstwa.

 

Palmy – nawiązują do wjazdu Chrystusa do Jerozolimy i powitania go przez mieszkańców miasta. Świąteczne palmy miały zapewnić dobre plony, chronić przed pożarami i chorobami.

 

 Bazie – spożywano, gdyż wierzono, że chroni to przed bólem i dodaje sił. Są symbolem budzącej się wiosny.

 

 

 

 

 

 

 

Bajka o pisankach Agnieszka Galica

 

 

 

Zniosła Kura cztery Jajka. – Ko-ko-ko – zagdakała zadowolona – leżcie tu cichutko, to nikt was nie znajdzie – i poszła szukać ziarenek na podwórku. Ale Jajka, jak to Jajka, myślały, że są mądrzejsze od kury,   zamiast leżeć cichutko, turlały się i postukiwały skorupkami, aż usłyszał je Kot. − Miau – powiedział, przyglądając się Jajkom – cztery świeżutkie Jajka, będzie z was pyszna jajecznica, miau! − Nie, nie, nie! – trzęsły się ze strachu Jajka – nie chcemy skończyć na patelni. − Ale co robić, co robić? – postukiwały się skorupkami. − Ja uciekam – zawołało pierwsze Jajko i poturlało się przed siebie – nie dam się usmażyć! A po chwili wróciło, wesoło podśpiewując: Jestem czerwone w czarne kropeczki, nikt nie zrobi jajecznicy z takiej biedroneczki. − Co się stało, co się stało? – dopytywały się pozostałe Jajka. − Pomalował mnie pędzelek kolorową farbą i teraz nie jestem już zwyczajnym Jajkiem, tylko wielkanocną pisanką. − Drugie Jajko nie zastanawiało się długo, poturlało się tak szybko, jak umiało, by po chwili wrócić i zaśpiewać grubym głosem: To nie jajko tylko tygrys, nie rusz mnie, bo będę gryzł.  I  rzeczywiście, Jajko wyglądało jak pisankowy tygrys w żółto-czarne paski. I ja też i ja też – wołało trzecie Jajko, turlając się wesoło. − Ciekawe, co ono wymyśli? – zastanawiały się Jajko – Biedronka, Jajko – Tygrys i Jajko – Jako? I wtedy właśnie wróciło trzecie, całe zieloniutkie, śmiejąc się i popiskując. Jestem żabka, każdy to wie, czy ktoś zieloną żabkę zje? – Nie! − Jajko – Biedronka, Jajko – Tygrys i Jajko – Żabka były z siebie bardzo zadowolone. Tylko czwarte leżało i trzęsło się ze strachu. − Pośpiesz się – mówiły kolorowe Pisanki do czwartego Jajka – bo będzie za późno. I właśnie wtedy nadszedł Kot. − Czy ja dobrze widzę? Zostało tylko jedno Jajko? – mruczał niezadowolony – trudno, zrobię jajecznicę tylko z jednego Jajka – i pomaszerował do kuchni po patelnię. Czwarte Jajko trzęsło się ze strachu tak bardzo, że aż zaczęła pękać na nim skorupka. − Ojej, ojej, ratunku! – wołały przestraszone Pisanki – teraz już na pewno zrobi z ciebie jajecznicę. − Trach, trach, trach – pękała skorupka na czwartym Jajku, aż pękła na drobne kawałki i… wyszedł z niej malutki, puszysty, żółty kurczaczek. Otrzepał piórka, pokręcił główką i wytrzeszczył czarne oczka, przyglądając się kolorowym pisankom. Po chwili podreptał w kierunku cukrowego Baranka, popiskując cichutko: Wielkanocna bajka – wyklułem się z jajka. Już cukrowy Baranek czeka na mnie od rana. A w świątecznym koszyku jest pisanek bez liku.